Kierując moją piękną, przyodzianą w długą, czarną (w dalszej
części gry szkarłatną) szatę, maskę i kapelusz Tropicielką, dzierżącą w dłoniach
potężny, płonący żywym ogniem miecz dwuręczny, wchodzę do wielkiej gotyckiej
bazyliki. Drzwi otwarte. W środku całość jest oświetlona setkami świeczek.
„Światło, nareszcie”, można by sobie pomyśleć. Jednak coś sprawia, że zamiast
dawać ulgę, światło przysparza tylko ciarek. Dłonie trzęsą mi się jak galareta
ściskając pada. Z jednej strony wyczerpany poprzednimi starciami, które mnie do
rewiru katedralnego zaprowadziły, z drugiej jednak wyposażony w bardzo dużo
leczących przedmiotów i, co cenniejsze, w duże pokłady doświadczenia w walce,
wchodzę do katedry. W środku czeka na mnie ogromny potwór odziany w białą,
potarganą szatę, przypominający nieco białego wilka, posiadający jednak poroże
jak jeleń. Oszołomiony rozmiarami i niesamowitym projektem bossa, próbuję
atakować, przeciwnik skacze, PUM PUM PUM, nie wiem co się stało, a na ekranie
wielki, czerwony napis: „NIE ŻYJESZ”.