czwartek, 16 marca 2017

"Wiedźmin 3: Dziki Gon", czyli narodowa duma



Patriotyzm może mieć różne formy. Sam się właśnie o tym przekonałem. Ostatnio, po długim, dłuuugim czasie ukończyłem "Wiedźmin 3: Dziki Gon". I wiecie co? Jestem dumny z bycia Polakiem. Nasza rodzima produkcja to jedna z najlepszych gier ostatnich lat i jedna z najlepszych gier w jakie w życiu grałem, cóż, jeśli koniecznie muszę to jakoś doprecyzować, to take zdecydowane TOP 5. Polscy twórcy, firma CD Projekt RED powinni być wzorem dla wielkich, zagranicznych molochów branży gier video (tak, to głównie do was EA, Activision, Ubisoft, KONAMI), i basta.

Zresztą, jeśli ktoś nie wierzy mnie, wystarczy spojrzeć na fakty. Ponad 800 branżowych nagród (rekord, a jakże), setki tytułów "gry roku" na łamach największych światowych serwisów tematycznych. To mówi samo za siebie. "Wiedźmin" nie jest już tylko oczkiem w głowie Polaków i obiektem kultu w kraju nad Wisłą. Stał się międzynarodową marką, która zyskała uznanie na całym świecie i, jak mówiłem wcześniej, wywindowała nasze rodzime studio CD Projekt RED do panteonu deweloperów gier wideo. Poświęciłem na "Wiesława" dobre 100 godzin życia, a i tak nie oczyściłem chyba nawet połowy mapy świata z wszelakich dostępnych "znajdziek" i atrakcji, skończyłem główny wątek fabularny oraz, w miarę możliwości, chyba wszystkie (albo znaczną większość zadań pobocznych). A przede mną jeszcze dwa wielkie fabularne dodatki zapewniające kolejne kilkadziesiąt godzin zabawy. Piszę to wszystko, żeby w jakiś sposób zobrazować wam jak OGROMNA jest to gra i jak wiele przygód oczekuje na nas na każdym kroku w świecie Geralta z Rivii.



To tak tytułem wstępu. Ale co tak naprawdę czyni "Dziki Gon" tak wielkim dziełem? Na pewno wiele aspektów. Pierwszy z nich? Świat. Dosłownie każdy jego metr kwadratowy jest wypchany po brzegi atrakcjami. Prosta podróż z punktu A do punktu B na mapie, z pozoru nudna i monotonna, może zmienić się w przygodę na kilkadziesiąt minut. Ileż to razy jadąc na koniu do "znacznika" wskazującego lokalizację mojego kolejnego celu zostałem zaatakowany przez jakąś ogromną bestię, albo usłyszałem wołanie o pomoc z pobliskiego lasku. Oczywiście jako wzór cnót natychmiast przerwałem swoją podróż i bohatersko ruszyłem z odsieczą. Myślałem, że załatwię to w parę minut, wybiję bandytów, dostanę nagrodę i odjadę. Jednak wiele razy okazywało się, że to był początek większego pobocznego wątku fabularnego. Jeśli ktoś planuję zagrać w "Wiedźmina 3" tylko po to, żeby ślepo podążać tylko za główną osią scenariusza, to nie zazna całej wspaniałości tego tytułu. Zresztą, nie wydaje mi się, żeby to było w ogóle możliwe. Gra robi co tylko może, żeby nas od tego głównego wątku odciągnąć, zasypując nas pobocznymi wątkami równie ciekawymi i głębokimi. Każda misja, każdy dialog wymaga od nas zaangażowania i wczucia się w postaci i sytuację, To my kontrolujemy Geralta, nie tylko podczas walki, ale podczas dialogów także. My wybieramy co powiedzieć, jak się zachować, a nasze decyzje nie pozostają bez konsekwencji. Chyba nie grałem jeszcze w grę, w której aż tak bardzo czułem, że moje wybory mają znaczenie, a nie są tylko alternatywnym sposobem przeprowadzenia rozmowy. 



W większości gier, które dają w pewnym stopniu możliwość wpływania na dialogi i rozmowy, co potem ma swoje skutki w rozwoju fabuły, dostajemy tylko prosty wybór między "dobrym" a "złym", co następnie wpływa choćby na zakończenie, również albo "dobre", albo "złe". W "Wiedźminie 3" nie ma tak łatwo. Świat nie jest podzielony na czarno i biało, dominują odcienie szarości, które to my, gracze, musimy interpretować. Nie ma czegoś takiego jak dobra albo zła odpowiedź. Nawiązując do tego, co wyżej pisałem o innych grach, ja zawsze staram się jak mogę, żeby być "tym dobrym". Taki ze mnie trochę typ rycerza w lśniącej zbroi. Kiedy tylko mogę, zawsze ruszam z pomocą, nie zostawiam nikogo z tyłu, zawsze chce uratować wszystkich, takie typowe, "on my watch, no one dies" (wiem, że tekst z tym rycerzem wygląda trochę jakbym sobie schlebiał, ale to nie o to chodzi, bardziej o to, że zawsze staram się, żeby prowadzone przeze mnie postaci właśnie takie były). W produkcji CD Projekt RED jak już mówiłem nie stały przede mną takie proste wybory. Musiałem się zastanowić co będzie najlepsze, jak rozwiązać spór, kłótnie. Przez całe kilkadziesiąt godzin gry robiłem zawsze to co (w moim przekonaniu) było najlepsze. Cholera, byłem przekonany, że podejmuje najlepsze możliwe decyzje. Co się okazało? Wiem, że gra ma kilka różnych zakończeń w zależności od naszego postępu. Ja miałem... najgorsze, najsmutniejsze z nich. ALE JAK TO!? No właśnie. Podjęte przeze mnie wybory okazały się tylko pozornie dobre, co w perspektywie czasu przyniosło skutek zupełnie odwrotny. Łał. Po prostu łał. Twórcy przez takie prowadzenie fabuły uzyskali niepowtarzalny efekt tego jak bardzo zaangażowani w grę jesteśmy. Po zakończeniu wątku głównego i wyłączeniu konsoli przez dobre kilka godzin nie mogłem dojść do siebie, bo tylko zastanawiałem się "Co do ciężkiej cholery zrobiłem nie tak?" Wiem jedno. Nie akceptuje takiego zakończenia historii Geralta i Ciri. Ja to ogram jeszcze raz. Tym razem podejmę inne kroki i inne decyzje. Nie zgadzam się z tym co widziałem. Zmienię historię. I kropka. 



Trajkoczę tu tylko o fabule, dialogach i tak dalej, ale to przecież nie tylko one trzymają przy konsoli przez tyle godzin, Żadna fabuła, nawet najlepsza, nie jest w stanie pociągnąć gry sama. Rozgrywka w "Wiedźminie 3" wciąga jak nie wiem co. Zwiedzanie świata na naszej wiernej Płotce (koniu), polowanie na potwory. To nie jest cukierkowy świat fantasy, to mroczna kraina pełna brutalności, śmierci i grozy. Na każdym kroku może czaić się Wilkołak, Gryf, Upiory. To tylko mała część przebogatego bestiaruisza, z którym zmierzy się Geralt. Wyobraźnia z jaką twórcy projektowali owe maszkary przechodzi czasami sama siebie, sam przez pierwsze kilkadziesiąt godzin praktycznie całkowicie odpuściłem główny wątek gry. Wykonywałem misje poboczne i wiedźmińskie zlecenia na potwory, bo byłem tak niesamowicie ciekawy jaki maszkaron wyleci zza kolejnego drzewa. Sama walka jest efektowna i brutalna. Wiedźmin wywija swoim ostrzem z gracją, piruety, kołowrotki, uniki są tu na porządku dziennym, a każdy cios przepoławiający wrogów na pół jest tak świetnie animowany, że aż samemu czujemy ich siłę. 

Gra jest wyjątkowa także pod względem swojej "polskości". Niemal na każdym kroku można spotkać nawiązania do naszej kultury, literatury, historii. Będziemy mieli okazję wziąć udział w ceremoni przywoływania duchów (kłaniają się "Dziady" Mickiewicza), wejdziemy na pewną górę na której odbywa się Szabat Czarownic (tak, to pewnego rodzaju parodia Jasnej Góry). Gwarantuje, że w żadnej innej produkcji o takiej skali nie doświadczymy czegoś takiego. Super sprawa, samo odkrywanie takich smaczków to świetna zabawa. 



Podsumowując, naprawdę miło jest widzieć, jak produkcja z naszego kraju jest doceniana w największych zagranicznych mediach, jak otrzymuje noty 9/10 i 10/10 w największych serwisach o grach albo u Youtuberów posiadających kilka milionów widzów (Angry Joe). Może to i dziwny powód, ale ja czuję dumę. W końcu można powiedzieć, że "dobre, bo polskie". Każdy, kto nazywa siebie graczem i jednocześnie polakiem musi koniecznie w "Wiedźmina" zagrać, nawet jeśli gatunek RPG nie jest dla niego. To niesamowite przeżycie, genialna gra z pięknym światem i fabułą, która zależy tylko i wyłącznie od TWOICH decyzji, TWOICH postępów. Jeśli jeszcze nie graliście, to natychmiast nadrabiajcie. Oczywiście jeśli posiadacie komputer godny NASa, albo konsolę (kocham moje PS4), bo jednak tak piękna gra wymaga sporo mocy. Ja sam na pewno jeszcze do przygód Geralta  i Ciri wrócę. I zmienię to cholerne zakończenie.

Greetings,
Daniello z Rivii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz