wtorek, 21 marca 2017

"Batman: Mask of The Phantasm", czyli jedyny, prawdziwy Batman



Dwa posty wcześniej pisałem laurkę miłosną dla serialu "Batman: The Animated Series". Wydaje się więc oczywiste, że muszę ciągnąć to dalej, jeśli jest jeszcze coś, co mogę obrzucić śpiewami pochwalnymi. I jest. Na podstawie serialu w 1993 roku powstał wysokobudżetowy film animowany, "Batman: Mask of The Phantasm", który trafił do amerykańskich kin w grudniu wyżej wspomnianego roku. I o ile, jak już kiedyś pisałem, serial kocham i uważam za najlepszy, jaki oglądałem, to film nie tylko wziął to co w nim najlepsze, ale także dodał wiele od siebie, co sprawiło, że go zwyczajnie przebił. Cholera. Trochę pogmatwałem. To można przebić arcydzieło? No... jak widać można. "Maska Batmana" (tak, taki jest polski tytuł tego filmu, nie wiem, naprawdę nie wiem jaki ignorant to tłumaczył, ale powinien zostać wyrzucony z roboty na zbity pysk :) ) to najlepszy FILM o Mrocznym Rycerzu jaki kiedykolwiek powstał. Nolan? Pfff. Burton? Meh. Schumacher? Buahahaaha! Nie. Paradoksalnie, to właśnie film animowany najlepiej oddał na dużym ekranie genezę, charakter, jak i cały sens Batmana. Moje biedne fanbojskie serce pęka, kiedy widzę, jak bardzo mało osób zna tę produkcję, kłócąc się tylko o to, czy lepsze są filmy Tima Burtona, czy Christophera Nolana oraz o to, który z nich najlepiej ukazał postać Mrocznego Rycerza. A tu okazuje się, że odpowiedź jak powinien wyglądać idealny film o Batmanie nie leży ani u jednego, ani u drugiego reżysera.


Okej, no dobra... ale o co chodzi? W Gotham City pojawia się tajemnicza postać ubrana w przerażający kostium, z kosą przyczepioną do dłoni, przypominająca nieco anioła śmierci. Zaczyna on po kolei brutalnie mordować szefów miejskiej mafii. Oczywiście śledztwo podejmuje Batman. Splot wydarzeń sprawia jednak, że całą winę za morderstwa zostaje obarczony właśnie Mroczny Rycerz, rozpoczyna się "nagonka" władz oraz mediów, a policja podejmuje działania i przygotowuje się do polowania na Batmana...

W tym samym czasie do Gotham po 10 letniej nieobecności wraca Andrea Beaumont, kobieta, która niegdyś pełniła w życiu Bruce'a Wayne'a dużą rolę. Była jego jedyną prawdziwą miłością, dla której był w stanie zrezygnować z przysięgi złożonej nad grobem swoich rodziców i nigdy nawet nie zostać Batmanem. Co się stało 10 lat temu? Jak Mroczny Rycerz stał się tym, kim jest? Jak zwykle chciałem zabrzmieć dramatycznie, ale zapewne "nie pykło"... eh.



W ciągu 71 minut twórcom udało się wprowadzić w życie najlepszą wersję historii narodzin Batmana. Obserwujemy sceny, w których dwudziestokilkuletni Wayne skacze po dachach w kominiarce i rękawiczkach, dopiero zaczynając planowanie swojej misji. W ogóle w przeciągu tych minut jesteśmy świadkami tylu niesamowitych, zapadających w pamięć scen, że starczyłoby ich na kilka dwugodzinnych filmów aktorskich. W skutek splotu nieszczęśliwych wydarzeń, 10 lat wcześniej dzieje się coś, co uniemożliwia Bruce'owi i Andrei życie razem, ona pojawia się dopiero 10 lat później, a Bruce... no cóż. Widzimy po prostu najgenialniejszą scenę "narodzin" Zamaskowanego Krzyżowca, jaka kiedykolwiek powstała. 


Odkąd tylko pamiętam, oglądam ten film co najmniej jeden raz w roku. W wigilię. CO NAJMNIEJ. Zatem chyba oczywistym jest ile razy już to widziałem. Wiecie co? Nie ma to żadnego znaczenia, Ciary na moich plecach przy tej scenie są zawsze tak samo wielkie. To samo tyczy się sceny w deszczu, gdy Bruce na cmentarzu klęczy przed grobem swoich rodziców, zresztą, nie będę tak nimi rzucał na prawo i lewo, po prostu zachęcam do obejrzenia filmu.

Już w samym serialu animowanym twórcy podeszli do tematu niezwykle poważnie, i z produkcji pozornie przeznaczonej dla dzieci zrobili serial poważny, mroczny i ostry. Jednak były na nich nakładane pewne ograniczenia przez wytwórnie, w serialu nie można było w bezpośredni sposób pokazać na ekranie śmierci, można było o niej wspominać, mówić, ale nigdy nie pokazywać. Telewizja a kino to jednak dwie różne rzeczy, Tym razem twórcy dostali o wiele więcej swobody. Gotham jest tu jeszcze mroczniejszym miejscem, aż ciężko to sobie wyobrazić, wiem. Pojawiają się sceny śmierci (i to naprawdę ostre), więcej przemocy, krew tryska z ran. Oczywiście nie samą brutalnością film stoi. W serialu nigdy nie ukazano nam genezy Batmana, zrobiono to tutaj. Chociaż chwaliłem ten pomysł, bo to dodawało tylko Mrocznemu Rycerzowi tajemniczości, tak w "Mask of the Phantasm" (za żadne skarby świata nie mam zamiaru używać polskiego tytułu) jego geneza została ukazana tak fantastycznie, że ciężko im zarzucić, że zrobili to niepotrzebnie. Portret psychologiczny Batmana jest lepszy niż w jakimkolwiek filmie aktorskim, a postać dostała w końcu głębię jakiej potrzebowała. To nie niezniszczalny bohater ze stali, ale zwykły człowiek mający swoje ograniczenia, słabości i co najważniejsze... uczucia. Po stracie rodziców nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek znajdzie szansę na szczęście, kiedy nagle pojawiła się Andrea, która sprawiła, że szczęście znalazł. Jakim genialnym pomysłem było to, że najbliżej powstrzymania Batmana od powstania była miłość, a zarazem to ona (nieudana) sprawiła, że Mroczny Rycerz nie tylko się narodził, ale i jest tym, kim jest. Dobra, bo włącza mi się tryb filozofowania, ale naprawdę kocham ten film, a i on sam ma taką głębię, że mógłbym go godzinami analizować. Ktoś chce posłuchać? Zapraszam ;-)



Tak jak mówiłem, akcja filmu dzieje się na dwóch "płaszczyznach", jednocześnie poznajemy wydarzenia sprzed 10 lat i te "obecne", powrót Andrei, ginący gangsterzy, policyjna obława na Batmana. Wydarzenia z biegiem filmu idealnie splatają się w całość. A zdecydowanie najlepszym elementem tegoż filmu jest jedna z rzeczy najważniejszych w postaci Batmana, a tak często zapominana przez twórców filmów, a mianowicie ŚLEDZTWO. Film ogląda się jak dobry kryminał, co chwila rzucane są nam pod nogi fałszywe ślady, tropy, a my, jeśli oglądamy wystarczająco uważnie i wraz z Batmanem wykonujemy pracę detektywa możemy próbować sami odgadnąć tożsamość Phantasma. Ciekaw jestem ilu z Was się uda ;). 

Film jest świetny od samego początku, ale to, co zaczyna się dziać mniej więcej w połowie... naprawdę, jako fan Batmana nie potrafię tego opisać. Pojawia się także Joker, który z głosem Marka Hamilla budzi grozę, obrzydzenie, ale i potrafi rozśmieszyć czarnym humorem. A jego śmiech... cóż...kolejne ciary na plecach.


Animacja ma już ponad 20 lat, a nie zestarzała się ani trochę, przyciągając mrocznym klimatem i genialnym stylem artystycznym. A finał? Finał ma rozmach godzien niejednego letniego blockbustera, z tym, że tutaj wszystko ma grację, sens, i głębię. Nie zdradzę oczywiście tożsamości tytułowego Phantasma, ale kiedy zostanie ona pokazana w finale, będziecie zaskoczeni, no chyba że jesteście dobrymi detektywami i domyślicie się.

Pamiętacie, jak przy okazji serialu chwaliłem czołówkę, i muzykę w ogóle? Jak łatwo się domyślić, tu jest jeszcze lepiej. Ś. P. Shirley Walker skomponowała wraz z wielkim symfonicznym chórem najlepszą muzykę jaką kiedykolwiek słyszałem w filmie, mam ją na płycie CD i słucham do znużenia (które nigdy nie nastąpi). Większy budżet pozwolił jej na większy chór, więcej instrumentów, większy rozmach. Zresztą, nie potrafię w żaden sposób opisać muzyki. Posłuchajcie sami napisów początkowych. Pewnie wiecie co teraz powiem, ale trudno - tak, CIARY, znów. Jeśli taka czołówka nie zachęca do obejrzenia filmu, to ja już naprawdę nie wiem co może to zrobić. Zresztą, ja na chwilę milczę, pozwolę pani Walker zrobić robotę. Odpalcie. Warto.


Podsumowując, jeśli interesuje Was postać Batmana, albo jeśli po prostu szukacie wspaniałego filmu, to stoi przed Wami. Założę się, że większość osób nie wiedziała o tej produkcji, dlatego tym bardziej musiałem o niej napisać, bo to najlepsze przedstawienie Batmana, jakie można było oglądać na kinowym ekranie. Obejrzałem ten film chyba jeszcze zanim nauczyłem się czytać. Miałem potem koszmary ze śmiechem Jokera i nie mogłem spać. Ale co z tego? Następnego ranka wstałem, i chciałem go obejrzeć znów, i znów, i znów. I tak już zostało, aż do dzisiaj. Wiem, że pewnie znów mnie poniosło z pochwałami, ale uwielbiam ten film, bo przedstawił mojego bohatera od A do Z wzorowo, tak jak nikomu wcześniej, ani później, się nie udało, Pozycja obowiązkowa. Kurcze. Naprawdę uwielbiam ten film. Wiecie co? Idę go obejrzeć.

Greetings :),
Daniello

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz