Czasem zastanawiam się, jak oni to robią. Marvel Studios
zdaje się posiadać jakiś sprawdzony przepis na sukces. Wszystko co wychodzi
spod ich szyldu okazuje się obowiązkowo hitem pod względem komercyjnym, ale
także docenionym przez opinię publiczną jako idealny przykład w gatunku
produkcji superhero. Rozgryzłem ich, doszedłem do oczywistej konkluzji.
Skubańce zawarli pakt z diabłem. A jakby tego było mało, jeszcze zrobili z nim
serial!
Mowa oczywiście o wspólnej produkcji Marvel Studios, ABC,
oraz internetowej platformy Netflix – serialu „Daredevil”, będącego częścią
filmowego uniwersum. „Daredevil” to
produkcja, która rzuciła zupełnie nowe światło na seriale oparte na przygodach
superherosów, wprowadziła zupełnie nową jakość i poszła w kierunku, w którym
jak dotąd żadna inna seria, ani film, nie poszła. Po tym serialu nic nie było już takie samo, a na wszystkie komiksowe produkcje już zawsze patrzę przez pryzmat produkcji Netflix. Tak jest,
panie i panowie. Mówiąc najbardziej kolokwialnie jak się tylko da: Pierwszy sezon „Daredevila”
już na początku pierwszego odcinka łapie za jaja i nie puszcza aż do ostatnich
sekund finału. Jest TAK dobry.
Zwykle przy pisaniu recenzji posiadam jakiś plan,
uporządkowaną w głowię chronologie omawiania poszczególnych elementów. Tutaj
jednak… nie. Mam w głowię taką burzę pozytywnych myśli, że
nie wiem, od którego elementu zacząć chwalić serial. Po prostu jestem zmuszony
improwizować i pisać tak „od serca” jak się tylko da... chyba najlepiej zacząc od fabuły.
UWAGA! STARAM SIĘ UNIKAĆ SPOIERÓW, NIE ZDRADZAM FABUŁY
ODCNIKÓW. JEDNAK KILKAKROTNIE ANALIZUJE BLIŻEJ PEWNE SCENY, CO MOŻE POPSUĆ
PRZYJEMNOŚC OGLĄDANIA.
W pierwszych scenach pilotażowego odcinka widzimy Matta
Murdocka, 9 letniego chłopca, który ulega wypadkowi, potrącony przez ciężarówkę
wiozącą nielegalnie przez miasto związki chemiczne. Wspomniane chemikalia
dostają się do jego oczu. Matt traci wzrok, dostaje jednak od losu inny dar.
Wyostrzone do granic możliwości pozostałe zmysły. Możliwość usłyszenia bicia
serca drugiej osoby, wyczuwanie zapachów z niesamowitych odległości, to tylko
niektóre z jego zdolności. Nie widzi, jednak, jak sam później opisuje,
pozostałe zmysły pozwalają mu stworzyć w głowie swego rodzaju impresjonistyczny
obraz otoczenia, który zastępuje mu zmysł wzroku. Przenosimy się w czasie,
gdzie spotykamy dorosłego Matta, który, jako początkujący prawnik, wraz ze
swoim najlepszym przyjacielem Foggy’m Nelsonem zakłada kancelarię prawniczą. Ich
pierwszą sprawą będzie obrona wrobionej w brutalne morderstwo Karen Page.
Jednocześnie jednak Murdock prowadzi drugie życie. Nocami przywdziewa czarny
kostium oraz maskę i używa swoich wyostrzonych zmysłów i niesamowitej
sprawności w sztukach walki do ochrony Hell’s Kitchen, dzielnicy, w której się
wychował. Nie spodziewa się, że wkrótce będzie musiał stoczyć najtrudniejszy
pojedynek. Wilson Fisk, szef przestępczego świata Nowego Jorku bezkarnie
ciągnie miasto ku dnu. Morderstwa, łapówki, wymuszenia. Ludzie w prasie,
policji, niemal wszędzie. Czy Matt Murdock jest w stanie uwolnić Hell’s Kitchen
i całe miasto od przestępczej organizacji Fiska?
Co jakiś czas ukazywane są nam retrospekcje, ukazujące różne
epizody z życia nie tylko Matta, ale także innych postaci, choćby Fiska.
Spełniają one swoje zadanie fantastycznie. Poznajemy historię ojca Murdocka, w
późniejszych odcinkach widzimy pierwsze spotkanie, a potem rozwój przyjaźni z
Foggym, czy choćby pierwszą akcję „Diabła z Hell’s Kitchen” (przydomek
„Daredevil” pada dopiero w ostatnim odcinku). Te retrospekcje nie są
jakimś drugorzędnym dodatkiem albo po prostu wypełnieniem czasu antenowego. To nie tak, że scenarzyści zebrali się i powiedzieli sobie "nie mamy za bardzo czym wypełnić odcinka, pierdyknijmy jakiś zapychacz". Nie, stanowią one czasem idealne uzupełnienie do pewnych wątków. Zdarza się też, że po
ujrzeniu retrospekcji zupełnie inaczej patrzymy na pewne sprawy.
Warto zaznaczyć, że nawet jeśli z postacią Daredevila macie
do czynienia pierwszy raz, to żaden problem. Fabuła jest złożona i dość
zagmatwana, ale laik komiksowy nie będzie miał problemu ze zrozumieniem kto, z
kim, po co i dlaczego. Dodatkowo, scenarzyści bezbłędnie balansują pomiędzy życiem
Matta jako nocnego mściciela i jego pracy z Foggym jako prawnicy. Trzeba
pamiętać, ze Murdock to zwykły, niewidomy facet, który musi zarabiać na życie.
Mam wrażenie że to właśnie Matt Murdock, nie Daredevil sam w sobie, stanowi oś
całego serialu. I to jest niezaprzeczalny plus. Jest on dopiero na początku
swojej kariery, zarówno prawnika, jak i bohatera, a my jesteśmy świadkami jak
uczy się odpowiednio to zbalansować. Nie zawsze mu to wychodzi. To także czyni
go bardzo ludzkim. Zarówno jako w masce, jak i bez, popełnia błędy albo
podejmuje złe decyzje. Jak każdy z nas. Sporo razy widzimy jak dostaje
klasyczne baty, a wygrywa dzięki tylko i wyłącznie dzięki szczęściu, albo po prostu jest
zmuszony wycofać się. To nie jest wcale takie częste zjawisko w produkcjach
superhero. A wspomniane wcześniej momenty "sądowe" są żywcem wzięte z dobrego serialu prawniczego!
Kolejną rzeczą, o której obowiązkowo muszę wspomnieć jest
klimat, najogólniej mówiąc. W produkcji Marvela nigdy nie widzieliśmy czegoś
takiego. Oglądaliśmy miasto z perspektywy latającego w przestworzach Thora czy
Iron Mana. Teraz widzimy je z samego dołu. Hell’s Kitchen jest brudne. Z ekranu
wylewa się uczucie zaszczucia, ciasne, kręte alejki, opuszczone magazyny,
depresyjna kolorystyka. Ponadto wszechobecna przestępczość, korupcja w
policji, w sądach. Kancelaria Matta I Foggy’ego sprawia wrażenie jedynej
instytucji, która nie jest opłacana brudnymi pieniędzmi przez Kingpina. Hell’s
Kitchen w „Daredevilu” istotnie sprawia wrażenie piekła, piekła na Ziemi.(każdy, kto spiks inglisz raczej bez problemu załapie moją błyskotliwą grę słowną :V) W
serialu ograniczono użycie efektów specjalnych do absolutnego minimum. To
nadaje mu niespotykanego realizmu. Walki (o których za moment) są zrealizowane
tylko i wyłącznie za pomocą praktycznych efektów. Niektóre sceny to moim
zdaniem małe dzieła sztuki. Rozmowa Daredevila i Fiska przez krótkofalówkę w 6
odcinku, walka o przetrwanie i pościg policji za Mattem, czy w końcu, najlepsza
scena z całego serialu: Scena walki z odcinka drugiego. Mógłbym jej poświęcić cały kolejny akapit, i chętnie bym to zrobił, ale już wystarczająco długo przynudzam. Po prostu spójrzcie:
Właśnie, walki. Jak mówiłem, nie zastosowano w nich efektów
komputerowych. Netflix nie jest stacją telewizyjną, zatem nie obowiązuje ich
tak drastyczna cenzura. Starcia są brutalne, bardzo brutalne. Krew tryska z ran
ciętych, po postrzałach. Dźwięk gruchotanych kości towarzyszy niemal non stop,
przyprawiające o dreszcz złamania otwarte także się pojawiają. A sceny
oderwania głowy pewnej postaci z pomocą drzwi od samochodu nie zapomnę chyba
nigdy. Dla osób o słabszych nerwach kilka momentów naprawdę może być szokujące. Montaż scen walki to perfidne pokazanie środkowego
palca twórcom hollywoodzkich produkcji z tak zwanym „rwanym montażem”, gdzie
podczas walk ujęcia trwają po pół sekundy, a kadr zmienia się jak opętany, zupełnie jakby kamerzystą była mocno nadpobudliwa wiewiórka z jaskrą i ADHD. Tutaj jest tak, jak być powinno.
Matt Murdock to cichy, opanowany, spokojny facet. Charlie
Cox grający główną rolę jest moim zdaniem największą gwiazdą tego serialu.
Potrafił oddać różnicę między spokojnym i chłodno myślącym w większości
sytuacji Mattem, a Daredevilem, który w brutalny sposób przesłuchuje i wyciąga
informacje od przestępców. Jak wcześniej wspominałem, wydaje mi się, że to
właśnie ludzki aspekt życia Murdocka jest nawet ważniejszy niż jego nocne
krucjaty. Poza tym, świetnie oddał podstawową cechę Matta- ślepotę.
Naprawdę byłem skłonny uwierzyć, że ten facet po prostu nie widzi. Cięzko jest opisać, trzeba zobaczyć, tylko wtedy można zrozumieć, co mam na myśli.
Warto też pochwalić go za przygotowanie fizyczne. Nie jest on postury Chrisa
Evansa grającego Kapitana Amerykę w filmach Marvela, wygląda bardziej jak
gimnastyk, co pasuje do jego postaci.
Postaci jest dużo więcej, każda zasługiwałaby na swój akapit, ale już i tak za dużo natrzaskałem, a poza tym skoro to tekst o sezonie 1, to i takiego o sezonie 2 można się spodziewać.
Jak już wspomniałem, bardzo długi tekst mi wyszedł. Pora na
pewne podsumowanie. Zatem, czy ten serial ma jakieś wady? Na pewno ma. Nie ma
takiego, który byłby ich pozbawiony. Nie mam jednak zamiaru ich
szukać, bo serial jako całość po prostu mnie zachwycił. Serial jest wyśmienity nie tylko w swoim gatunku, a komiksowemu laikowi będzie się
go oglądało równie dobrze. Nie czytasz komiksów i nie masz pojęcia o postaci Daredevila? Nieważne. Obejrzyj. To widowisko niesamowicie dobrze napisane, wspaniale
poprowadzone i wybornie zagrane. Mały spoiler: drugi sezon jest tak samo dobry.
Greetings ;)
Daniello.
PS: Tak klimatycznej, świetnie zrobionej, zapadającej w
pamięć i po prostu niepokojącej czołówki, nie widziałem od dawna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz