Hello there! Rozpoczynam dziś cykliczną serię na blogu, będzie pojawiać się co najmniej raz w miesiącu, czasem częściej. Jest to seria o bardzo prostej, dźwięcznej nazwie, TOP 10, gdzie będę zajmował się... no top dziesiątkami. W różnych kategoriach, czy to gry, czy to filmy, czy komiksy. Od tematów poważnych, po kompletnie abstrakcyjne. Dziś zaczynamy od gier, a mianowicie, postanowiłem wziąć na warsztat 10 największych twardzieli, jakimi miałem przyjemność pokierować w grach. Jest to mój, osobisty top, obejmujący tylko produkcję, w które grałem, zatem, jeśli ktoś uważa, że kogoś tu brakuje, to po prostu zapewne nie miałem okazji nim zagrać, albo najzwyczajniej w świecie gusta są różne. Dlatego takie listy można publikować w nieskończoność, gdyż u każdego będzie ona inna.
Bohater w grze to jedna z najważniejszych elementów. Są postaci sympatyczne, z którymi chciałoby się po prostu wyjść na piwo, i są też twardziele. Tacy, którym nie chciałoby się nadepnąć na odcisk, a w ich towarzystwie, każdy powinien zakłądać brązowe spodnie (osoby, które oglądały "Deadpoola" wiedzą, o co chodzi). To oni często trzymają nas przy grze przez te kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt godzin, czujemy się mocni, czujemy się "badassowo", kiedy możemy nimi pokierować. Oto 10 największych, w jakich miałem okazję w życiu gracza się wcielić. Przyjąłem zasadę, ze biorę jedną postać z danej serii, a także brałem pod uwagę tylko postaci wywodzące się stricte z gier, zatem Batman, czy Optimus Prime odpadają.
UWAGA: Post zawiera ponadprzeciętne ilości testosteronu i "zaje*istości". Jeśli nie jesteście gotowi, lepiej to zróbcie, nieprzygotowany organizm może tego nie przyswoić. Po przeczytaniu go, każdy dostaje +5 punktów do bycia twardzielem.